"Przyjechała
nasza malarka – znaczy... jest już
lato"
Szkic do portretu Grażyny Harmacińskiej-Nyczki autorstwa Beaty Czerniak.
Tekst powstał w 2008r., we fragmentach wykorzystany jako komentarz do biogramu filmowego o artystce zrealizowanego przez W. Różycką-Zborowską w roku 2009
Wielu
ludzi ma takie swoje miejsce na ziemi,
które dla postronnego obserwatora nie
jest niczym szczególnym , dla osoby zainteresowanej jest miejscem wyjątkowym. Dla Grażyny
Harmacińskiej - Nyczki takim genius loci jest na pewno Zagórów - rodzinna
miejscowość jej babki i matki. Takim miejscem
jest też Słupca, w której w 1926r.
przyszła na świat jako najstarsze dziecko Andrzeja i Eugenii z Wysokowskich.
W
pewnym sensie takim miejscem jest też Szczecin, w którym mieszka
. Jest
więc po trosze słupczanką i zagórowianką i szczecinianką jednocześnie. Wtopiona w
pejzaż, nie jest tylko tłem, ale ważnym elementem tej przestrzeni, którą wypełnia swoją barwnością, Gdy jest wśród nas czujemy, że przyszło
już lato....
Biogram
Od 1953r. należy do Związku Artystów Plastyków w Szczecinie. Uprawia malarstwo olejne i akwarelowe. Bierze aktywny udział w licznych wystawach okręgowych, ogólnopolskich, okolicznościowych, indywidualnych, zbiorowych i poplenerowych w kraju i poza granicami. Jej prace znajdują się w wielu muzeach, galeriach, instytucjach, na statkach i u osób prywtanych. Ostatnio odbyły się dwie wystawy jej twórczości :w słupeckim Muzeum Regionalnym (2007) i w zagórowskiej bibliotece. (2008)
Próba interpretacji jej twórczości:
Na początku swojej artystycznej drogi malowała martwe natury, akty, portrety , kompozycje figuralne, pod koniec lat 50 tematy morskie, kompozycje z piętrzącą się architekturą; powstawały pejzaże miasta składające się zgeometryzowanych, nakładających się na siebie brył , mające swoje podziały i rytmy. Ale zarzuciła ten sposób pokazywania rzeczywistości, dla niej w sumie obcy, bowiem odkryła to co naprawdę ją pasjonuje. Kocha przyrodę i lubi przebywać wśród zieleni, najlepiej się czuje, gdy jest wśród ”swoich” ukochanych nadwarciańskich łąk i po raz kolejny próbuje złapać nastrój chwili, to załamanie światła, ten zapach wydobywający się z rosnących dookoła ziół i polnych kwiatów. Przetwarza obserwowane w plenerze tematy swobodnie, z dużym rozmachem i rozbudowaną przestrzenią wprowadzając widza w swój świat. Natura, kolor i światło to jest to czemu poświęciła całe swoje artystyczne życie.Te niewyszukane w formie, proste motywy oglądamy zawsze chętnie, wywołują w nas uczucia zespolenia z naturą. Jej malarstwo opiewa urok pól, rosnących rzędem drzew, odbijających się w wodzie chmur, falujących łąk pełnych kwiatów i ziół. Maluje rozległe panoramiczne połacie pól. Łąki, przestrzenie nieba i ziemi tworzą jedną całość. Rozbite jedynie detalem, na którym właśnie zatrzymała swój wzrok. Cały proces twórczy zaczyna się od wyjścia w plener. Godzinami potrafi obserwować przyrodę, a potem szybkimi ruchami ołówka czy pędzla utrwalić te chwile na kartonie. Malując w plenerze, (zwłaszcza ostatnimi czasy) posługuje się techniką akwareli, umożliwia ona bowiem szybki zapis pędzlem efemeryczności podziwianego widoku; często na obrzeżach namalowanego szkicu czyni uwagi ołówkiem, dopiero potem w szczecińskiej pracowni szkic akwarelowy nabiera właściwych kształtów w olejnych obrazach. Czasami maluje wielokrotnie ten sam motyw, ten sam fragment pejzażu, ale zawsze znajduje w nim coś nowego Rozbudowywuje przestrzeń w obrazie, trochę jakby widziała całość z góry uzyskując efekt jednolitej, rozświetlonej przestrzeni. Jest przy tym bardzo zdyscyplinowana, kolor jest ważny, ale wytonowany.
Tysiące akwareli i rysunków w jej pracowni leży w starym kufrze babci Harmacińskiej, skatalogowane wedle czasu powstania z charakterystycznymi notatkami na obrzeżach dotyczącymi "warunków" powstawania szkicy typu: jaka pora dnia, godzina, jaka pogoda? ; czasami zapisuje swoje emocje, wrażenia itp. Wszystko po to, aby później, spośród wielu namalowanych w plenerze akwarel wybrać tylko kilka. Może jedną, którą warto jeszcze raz namalować, ale już w technice olejnej. Wtedy akwarela służy jako szkic. Robi tak od lat, rosną teczki z akwarelami, każda jest potencjalnym szkicem do dalszych działań artystki.
"To co najistotniejsze w obrazach Grażyny Harmacińskiej nie daje się uchwycić poprzez analizę formalną. W sposób bardzo szczególny, bardzo osobisty przekazuje swoje wrażenia i uczucia właśnie w pejzażach . "
Osoba:)owość
Jest osobą nieprzeciętną, urzeka
swoją niezwykłością nie tylko jako artystka, ale przede wszystkim
jako człowiek. Zdumiewa wielowymiarowość jej osobowości i wszechstronność zainteresowań. Jej ogromną pasją jest życie, cieszy się każdym dniem, okruchy chwil ważnych i mniej ważnych
zapisuje nie tylko pędzlem, ale także piórem w swoich dziennikach, które prowadzi... od 1938r. Postępująca choroba (utrudniająca i
ograniczająca znacznie sprawność manualną ) nie uniemożliwia jej tworzenia.
Artystka cały czas z uporem stara się wykonywać to co zawsze, nie rezygnuje
... Jest wobec siebie bardzo wymagajaca.
Nie akceptując choroby ( z którą
zmaga się już 38 lat), ciągle się przeciw niej buntuje. I ten bunt, ta
wściekłość sprawia że, się nie poddaje, ciągle funkcjonuje na pełnych obrotach.
Przy tym nie obciąża osób(!), które z nią przebywają swoimi problemami zdrowotnymi. Stąd też będąc w jej
towarzystwie czujemy się naprawdę
dobrze, rozmawiamy o sprawach ważnych i o tych mniej ważnych czerpiąc od niej zapał i energię. Jest świetną koleżanka,
przyjaciółką, znajomą, bardzo bezpośrednią i pełną emocji osobą, która ma
ciągle tysiące planów, ciągle nowe pomysły. Im starsza tym bardziej tęskni do miejsc z
dzieciństwa i młodości, które niezmiennie od lat dostarczają jej mnóstwa przeżyć, ubogacają ją nie tylko poprzez kontakt z przyrodą, ale także poprzez kontakt z mieszkańcami. Dla wielu z nich,
gdy się pojawia na uliczkach Zagórowa jest symbolem zaczynajacego się lata. Ktoś ,
kiedyś tak właśnie o niej
powiedział: " przyjechała nasza malarka, to znaczy że ....
jest już lato." Ma wielu
przyjaciół i życzliwych ludzi, wtopiła się w ten lokalny pejzaż, stanowiąc jego integralną całość. Uwielbia jarmarki i targi.Ten niepowtarzalny
klimat wytwarzany przez handlujących i
kupujących. Gdy jest w Zagórowie czy w Słupcy nie przepuszcza takiej okazji. Chodzi, ogląda, kupuje, rozmawia, ma swoich "ulubionych" sprzedających . Na swój dyplom namalowała obraz olejny pt. "Jarmark
w Słupcy" , który zaraz po obronie (1 lipca 1955r.) wysłany do Warszawy zaprezentowany został - na
przełomowej- jak się okazało wówczas w polskiej plastyce, słynnej wystawie w "Arsenale". Dom na ulicy
Konińskiej, (dom jej babki i matki), w którym przebywa dzięki gościnności
kuzyna Piotra, nieco zmodernizowany, nad
czym ubolewa, ale nie ma na to wpływu. Najchętniej zostawiłaby go w stanie niezmienionym .Jej ukochany pokój - pracownia na pięterku , w którym czas jakby
sie zatrzymał - to jej miejsce pobytu
od wielu, wielu lat. Ten pokój na
poddaszu to azyl, świątynia pełna duchów, wspomnień z dzieciństwa i cudownych widoków. Tylko siedemnaście schodów do pokonania i tak mniej niż w Szczecinie,
gdzie aby dotrzeć do mieszkania (na 3 piętrze) musi pokonać aż siedemdziesiąt pięć. Skromne, nieomal spartańskie warunki jej nie
przeszkadzają, co więcej świadomie nic nie zmienia napawając się niezależnością
i samowystarczalnością.Podwórko babki (wielokrotnie przez nią malowane) i ścieżka prowadząca w dół; schodząc
na łąki - mija po drodze piękny sad brzoskwiniowy -wdychajac zapach
wiatru, skoszonej trawy.... . Idzie ze swoim krzesłem turystycznym i akcesoriami malarskimi, aby na kilka
godzin wtopić się w naturę, ją kontemplować i malować... Na przeciwko domu babci kościół ewangelicki, który czasami odwiedza po
sąsiedzku, a który utrwaliła w wielu obrazach. Zegar na wieży, od niedawna wybija godziny i ożywia ciszę
zagórowskich uliczek swoim głośnym kurantem i hejnałem trąbki. Zagórów, Olchowo, Oleśnicę, Skokum ...
pokochała i odkryła na nowo - jako dorosła osoba, kiedy z mężem Marianem i córkami Małgosią i
Różą przez szereg lat, gdy
przychodziła pora wakacji, przyjeżdżała
ze Szczecina na "obozowisko" nad Wartą, gdzie powstało mnóstwo
szkiców, akwarel i obrazów olejnych utrwalających zagórowski pejzaż i koloryt nadwarciańskich miejscowości.
Malarka zagórowskich pejzaży....
Do Słupcy wraca z sentymentem jako do
miejsca swojego urodzenia – dom na ul.3 Maja ... i wczesnej młodości , pełnej marzeń, pierwszych miłości i przyjaźni.
Kolejny przyjazd z Poznania na wakację pamiętnego lipca 1939r. wraz z
rodziną zamienił się w ponad 8- letni
pobyt w Słupcy. Trudne lata okupacji
dla młodej dziewczyny były nie tylko
czasem pracy, obowiązków ale także czasem przyjaźni i dziewczęcej beztroski.
Przyjaźń z Danutą
Rozentalówną,
którą poznała w szkole, w listopadzie 1939r. przetrwała do dnia
dzisiejszego, ocalała poprzez zachowane listy pełne miłości i nadziei pisane przez Dankę, która wywieziona z wszystkimi mieszkańcami Słupcy
pochodzenia żydowskiego - nigdy nie wróciła z wygnania, zamordowana przez
hitlerowców w 1942r.
Kocha też miasto, w którym mieszka na stałe, Szczecin z którym utożsamia się związana ze środowiskiem artystycznym , które współtworzyła, w trudnych latach pięćdziesiątych ze swoimi kolegami ze studiów tworząc tzw. Grupę sopocką. Tutaj zamieszkała z mężem, urodziła dwie córki, tutaj mieszka nadal.
Przywiązuje się do przedmiotów, każdy drobiazg jest dla niej ważny, o czymś przypomina, z czymś lub
kimś się kojarzy Stad też w jej mieszkaniu jest pełno bibelotów, zasuszonych kwiatów , książek , obrazów i... fotografii.
Z nadzieją patrzy w przyszłość, jej świat jest pełen kolorów, światła ale i
poczucia ulotności . Cieszy sie każdą chwilą.
Jest w niej ciągle takie samo wielkie pragnienie, aby znowu przyjechać w rodzinne strony i spędzić cudowne miesiące w ukochanym Zagórowie, odwiedzić
Słupcę i zanurzyć się w koloryt otaczającej przyrody, poczuć te
same smaki
i pooddychać zapachami czerpiąc siłę do dalszych działań
, nie tylko artystycznych.
B.Cz.