„ Tych miasteczek nie ma już…” – w 78. rocznicę wywózki słupeckich Żydów
„Tych miasteczek nie ma już ,pokrył
niepamięci kurz te uliczki, lisie czapy, kupców rój.
Płotek z kozą żywicielką, krawca Szmula z brodą wielką co jak nikt umiał szyć
ślubny strój…”
Fragment piosenki W. Młynarskiego oddaje klimat
wspólnej egzystencji Polaków i Żydów w tysiącach polskich miast i miasteczek.
Przed Zagładą. Zapewne i tak było w małej , przedwojennej Słupcy. Choć wspólne
dzieje trwały tylko niecałe 100 lat. Pierwsi przedstawiciele społeczności
żydowskiej pojawili się w Słupcy na pocz. XIX w. (w 180 7r. było ich 12), po 1862 r. zaczęli w większej ilości napływać
z głębi Królestwa . Żydowska Gmina Wyznaniowa w Słupcy powstała
w latach 1865-1866 decyzją Kaliskiego Rządu Gubernialnego. Zespół
bóżniczy, miejsce kultu słupeckich Żydów, zachował się do dnia dzisiejszego w pierwotnych granicach założenia. Składał się z
bóżnicy (świątyni), mykwy (łaźni rytualnej) ,domu rabina, domu modlitwy, ubojni
rytualnej, dom rzezaka i budynków gospodarczych.
W roku 1919 r. w Słupcy mieszkało blisko 2000 osób wyznania mojżeszowego. Odgrywali
znaczącą rolę w życiu społecznym , politycznym i przede wszystkim zaś gospodarczym
miasta. W roku 1922 na 74 działające warsztaty rzemieślnicze i przedsiębiorstwa
przemysłowe 22 należały do żydowskich właścicieli. Wśród wielu można wymienić
m.in. piekarnie Symche Ryczki, garbarnia L. Sonnenberga, fabryka wody sodowej
Szulima Ordynansa, składy zbożowe rodziny Łatte, składy drewna i materiałów
budowlanych Kominkowskich, drukarnię Józefa Mornela, młyny parowe należące do Chojnackiego
i Jakubowskich, kinematograf „Oaza” Szymona Zajdlera, a także wiele małych, dobrze
prosperujących sklepów np. z materiałami żelaznymi Jakuba Lissaka, z różnego
rodzaju akcesoriami papierniczymi i piśmiennymi N. Bodzanowskiego (radnego
miasta,) z modnymi butami damskimi Wolfa .
Z chwilą wybuchu II wojny światowej we wrześniu 1939
r. Słupcę zamieszkiwało niewiele ponad 1000 osób pochodzenia żydowskiego. Po
wkroczeniu okupanta do miasta rozpoczęły się prześladowania i eksterminacja
społeczności żydowskiej. Zamknięto synagogę, którą wcześniej splądrowano i
sprofanowano. Przeznaczono na stolarnię , magazyny oraz na mieszkania.
Słupeccy Żydzi - mieszkańcy naszego miasta - w nocy z 17 na 18 lipca 1940 r. zostali zmuszeni do opuszczenia swoich
domów , sklepików, całego dotychczasowego życia. Zabierając ze sobą tak bardzo
niewiele wyruszyli w nieznane. Nie wiedzieli , że już nigdy tutaj nie powrócą.
Mija 78 lat od tamtego tragicznego wydarzenia. Danka Rozentalówna w liście do
Grażynki Harmacińskiej z dnia 19 lipca 1940r. napisała znamienne słowa :”Nikt nie widział, nikt nie słyszał i nie ma Żydów w Słupcy”.
Exodus zakończony bestialskimi mordami w lasach koło Kazimierza Biskupiego(1941),
w komorach gazowych Auschwitz-Birkenau, w Bełżcu(1942) i innych miejscach
zagłady. Podzielili losy ponad 3 milionów polskich Żydów i tylko nieliczni
z nich przeżyli tragedię Holocaustu. Po zakończeniu II wojny światowej 1945r., ci którzy ocaleli wrócili na moment do Słupcy, nie mieli już tutaj swoich
domów; wyruszyli znowu w nieznane w okolice Bielawy, Dzierżoniowa, ,aby tam
spróbować „odnaleźć” swoje dawne życie. Po wypadkach marca 1968 r. zmuszeni do opuszczenia Polski otrzymali
bilet tylko w jedną stronę. Wyruszyli do swojej Ziemi Obiecanej. Tęsknili jednak
bardzo za Starym Krajem. Rachel Levi- córka Jakuba Lissaka - w liście z Kfar
Saba z czerwca 2003 r., tyle lat od wyjazdu z Polski, którą opuściła w 1936 r.
napisała bardzo emocjonalnie: „Jestem
dumna z jakiej rodziny pochodzę i co myśmy wszyscy robili w tym mieście. Te
wspomnienia nie dają mi spokoju. Kochałam Polskę , kochałam Słupcę. Wszystkich
znałam”. To pokolenie odeszło już bezpowrotnie. Ale trzeba ciągle
oczyszczać ” niepamięci kurz”. Przypominać tych, którzy tutaj w Słupcy się urodzili,
mieszkali , tworzyli jej rzeczywistość .
……………………………………….
Do zbiorów muzeum trafiły dwa niezwykłe eksponaty
.
Pierwszy to: Budzik Stella firmy
niemieckiej Junghaus z umieszczonym na cyferblacie nazwiskiem Sz. Cuker, Słupca. Zakupiony do zbiorów, po ”odnalezieniu” na stronach allegro.
W dobrym stanie. Po nakręceniu zaczął znowu „chodzić.” I jakby cofnął się czas.
Bo oto widzimy właściciela tego zegarka Szmula Cukiera , który na ul.
Sukienniczej 11 mieszkał i prowadził mały zakład zegarmistrzowski. Miał pewno
wiele zegarków, różnych firm, które oferował kupującym .Naprawiał te, które przestawały
chodzić. Urodził się w 1886r. wraz żoną Haną przywędrowali do Słupcy. Może to był
rok 1907 może 1908. Początki były pewno niełatwe, ale potem zegarmistrzowskie umiejętności
Szmula zaprocentowały dobrze prosperującym małym zakładem . Na świat zaczęły
przychodzić dzieci: córka Ruchel (1909 r).
potem syn Mojsze (1911 r.), Haja (1913 r.), Icek (1915 r.), Perl Nachume (1917
r.), w 1921 r. urodził się syn Abram Majer, Sura (1925 r.) i najmłodszy Mordechaj Wolf (1928 r.). Wielodzietna,
typowa rodzina żydowska. Gdy przyszedł pamiętny 18 lipca 1940 r. cała rodzina musiała
opuścić spokojne i w miarę dostatnie życie. W 1940r. czas na zegarku się zatrzymał. Nie wiemy, czy ktoś z rodziny Szmula
Cukiera ocalał?
Drugi eksponat to: Garnitur
męski w kolorze szarym: marynarka, spodnie i kamizelka .Wewnątrz marynarki
wszyta etykieta: B.M. Rachwalski, Słupca.
Dzięki niej trafił do muzeum . Należał (jak się okazało) do Wasyla
Popowa , kozaka znad Donu mieszkańca Słupcy , który po opuszczeniu obozu dla
internowanych pod Strzałkowem w 1923r. osiedlił się w Słupcy i założył w 1935r.
rodzinę. O jego barwnych, choć tragicznych losach opowiedział nam
zaprzyjaźniony z nami Jan Popow- syn Wasyla ofiarując do zbiorów wiele
osobistych pamiątek po ojcu. Ten garnitur leżał zawinięty w papier na strychu
małego domku w Luboniu, w którym żona Wasyla Popowa z synami zamieszkała po
wojnie. Jego samego, w styczniu w 1945. Rosjanie wywieźli na Syberię. Do Polski
już niestety nie powrócił.
Benjamin M. Rachwalski , u którego Wasyl Popow zamówił garnitur „ szyty na
miarę” miał swój zakład krawiecki na ul. Mickiewicza 2 .Urodził się w 1865 r. i
wraz z żoną Bajlą przyprowadzili się do Słupcy z niedalekich okolic Kleczewa . Zapewne
nastąpiło to około 1890 r, bo ich córka urodziła się już w Słupcy w tym właśnie
roku. Dwa lata później urodzil się syn Icek. Potem przyszły na świat kolejne
dzieci: Idel (1895 r.) , Łaja (1896 r.), Hana (1899 r.) i Małka (1905 r.) Zakład
krawiecki zapewne prosperował dobrze Nie
wiemy kiedy garnitur został uszyty ? Pewno na początku lat 30 XX w. Być może
przed ślubem Wasyla Popowa? Krawiec Benjamin Rachwalski zmarł śmiercią
naturalną ,zimą i pochowany
został na kirkucie (cmentarzu żydowskim).Ta nekropolia zniszczona całkowicie
przez Niemców w 1942 r. skrywa prochy tych mieszkańców miasta ,którzy mieli „szczęście”
umrzeć w sposób naturalny i godny (z perspektywy wydarzeń, które nastąpiły
można użyć tego określenia).
Nie wiemy czy z bliskich Benjamina Rachwalskiego
ktoś ocalał?
Tak niewiele, ale zarazem tak wiele mówią nam przedmioty o ludziach, do których należały.
Czasami więc warto pochylić się nad detalami, Poprzez uogólnienia wiele
tracimy. Umiejmy być empatyczni. Zwłaszcza w stosunku do innych. Wszyscy
jesteśmy wpisani w historię .Tych miasteczek nie ma już…. Zostaje pamięć.
Beata Czerniak